ORZEŁ Piaski Wielkie – BESKID Andrychów 1:2 (1:2)
0:1 Sanok 17’
0:2 Różycki 28’
1:2 Jurek 40’
ORZEŁ: Palczewski – Piekarski (50’ Skóbel), Uwakwe, Jurek (46’ Kret), Tatarski, Ciesielski (27’ Kieliś), D. Serafin (57’ Kądziołka), Śliski, Sosnowski, Kozik, Kozieł.
BESKID: Czaplak – Tylek, Kapera, Sanok, Kasiński (71’ Motyka), Sobala, Moskała, Koim (87’ Gondko), Lozniak, Mendela (65’ Ostrowski), Różycki.
Żółte kartki: Uwakwe, Kret (Orzeł) – Tylek (Beskid).
Sędziował: Dawid Marczyk – Chrzanów.
Orzeł nie wykorzystał atutu swojego boiska i uległ Beskidowi Andrychów 1:2.
Goście z Andrychowa nie pokazali dobrego futbolu, nie zagrali błyskotliwego meczu. Wręcz przeciwnie, zaprezentowali grę, którą można określić jako „wybijanka”. Tak należy nazwać grę drużyny, która „muruje” dostęp do swojego pola karnego i wybija piłkę jak najdalej od własnej bramki. Piłka najczęściej trafia do szybkiego napastnika próbującego minąć obrońcę i oddać strzał. Tak wyglądała gra Beskidu Andrychów na stadionie Orła.
Jedno trzeba sprawiedliwe przyznać. Była to gra skuteczna bo zapewniła gościom trzy punkty.
Orzeł dominował, rozgrywał akcje pozycyjne, długimi okresami nie wypuszczał gości z ich połowy. Szczególnie było to widoczne w drugiej części meczu, kiedy andrychowianie prowadzili wręcz rozpaczliwą obronę. Dość powiedzieć, że połowę gospodarzy przekroczyli dopiero około 70 minuty gry.
Na ten stan rzeczy na boisku szybko reagował trener Marcin Jałocha i wprowadzał korekty w składzie gospodarzy. Już w 27 minucie meczu Mateusza Ciesielskiego zastąpił Patryk Kieliś, który miał za zadanie wzmocnić środek pola gry. W 46 minucie na boisku pojawił Jan Kret. Ten obrońca Orła skutecznie zneutralizował poczynania Artura Różyckiego.
Cóż z tego skoro miejscowi nie zdołali przebić się przez mur gości i doprowadzić choćby do remisu.
W 10 minucie uderzenie Mateusza Ciesielskiego z trudem obronił golkiper gości. W 33 minucie Dariusz Sosnowski zmusił bramkarza Beskidu do zademonstrowania swoich najwyższych umiejętności. Strzał z dystansu Macieja Śliskiego w 68 minucie wylądował na słupku bramki Adriana Czaplaka. Patryk Kieliś w sytuacji sam na sam trafił w nogi andrychowskiego bramkarza. W 84 minucie rzut karny wykonywał Krzysztof Kozieł, ale Adrian Czaplak obronił jego strzał. To tylko kilka wymienionych sytuacji po, których gospodarze mogli zdobyć gola.
A jak padały bramki?
W 17 minucie gospodarze wykonywali rzut rożny. Wybita z pola karnego przez gości piłka trafiła pod nogi Tomasza Sanoka, który minął obrońcę Orła i w sytuacji sam na sam pokonał Macieja Palczewskiego, 0:1.
W 28 minucie goście szybko wznowili grę po wrzucie z autu w okolicy środka boiska. Futbolówka trafiła do Artura Różyckiego. Ten w prosty sposób ograł Wojciecha Jurka i stanął oko w oko z Maciejem Palczewskim, 0:2.
Kilka minut wcześniej ten sam zawodnik przegrał identyczny pojedynek z bramkarzem gospodarzy.
Orzeł zdobył kontaktową bramkę w 40 minucie gry. Po rzucie rożnym, wykonywanym przez Dariusza Sosnowskiego, głową strzelał Henry Uwakwe. Adrian Czaplak odbił piłkę, ale w zamieszaniu Wojciech Jurek skierował ją do bramki, częściowo rehabilitując się w ten sposób za wcześniejszy błąd.
Piłka nożna to nie skoki narciarskie. Tu za styl punktów się nie przyznaje. Gdyby tak było to drużyna Beskidu wyjechałaby z krakowski Piasków Wielkich z zerowym kontem.